niedziela, 25 października 2015

ROZDZIAŁ 18:

CZYTAĆ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!



          Stałam i patrzyłam to na tatę to na Justina. Okey, to pewne - poleje się krew.

-Dzień dobry, jestem...- Justin się uśmiechnął i już miał wyciągać rękę, żeby się przywitać z tatą kiedy ten mu przerwał.

-Jesteś jakimś wytatuowanym zerem, który stoi w MOIM domu, w pokoju MOJEJ córki i do tego NAGI. Czyli mam już trzy powody, żeby cię zamordować. -Justin się zaśmiał patrząc w bok.

-Pana tez miło poznać. -uśmiechnął się sztucznie. No super obaj są wkurwieni.

-Tato! To mój chłopak Justin... to on mnie uratował...wtedy.. -zagryzłam wargę. Tata otworzył usta ale nic nie powiedział.

-Więc myślę, że poradzi sobie z ubraniem. Za pół godziny zaczynasz lekcję. -wskazał na mnie palcem. Tak tatusiu pomijając, że mam zwolnienie do końca roku szkolnego, które jest za 3 dni, to tak masz rację- Ja nie mogę cię odwieźć bo jadę do pracy i wrócę za trzy dni. -o patrz, ale nowość. Spojrzał na Justina jeszcze raz mierząc go wzrokiem i wyszedł trzaskając drzwiami. Odetchnęłam u usiadłam na łóżku.

-Co za skurwiel.- Justin wyjął paczkę Marlboro z kieszonki spodni.- Uwierz mi mała, że powstrzymywałem sie tylko ze względu na ciebie.

-Dzięki...-Zagryzłam wargę. Usiadł obok mnie i cmoknął mnie w czoło.

-Och, chyba ci coś obiecałem. -Wstał i zaczął się ubierać.- Ważyłaś się? -uniósł brew mierząc mnie wzrokiem. Pokręciłam głową przecząco. Jasne.. ważę niecałe 42kilogramy, ale nie mam zamiaru wysłuchiwać twojego gadania na ten tema.t- W szkole się zważysz, a teraz chodź na jakieś dobre śniadanko.- złapał mnie za rękę i ciągnął do drzwi. Zamknęłam dom na klucz i dołączyłam do niego kiedy wsiadł do auta. Zapięłam pas i Justin ruszył. Coś tam gadał, ale ja patrzyłam przez szybę i nie słuchałam go za bardzo.


          Po jakiś dwudziestu minutach dojechaliśmy do centrum. Justin miał ochotę na hamburgera, a mi było wszystko jedno więc się zgodziłam. Kiedy zaparkowaliśmy wysiadłam poprawiając koszulkę. Chłopak objął mnie w talii i weszliśmy do baru. Usiadłam przy ścianie i czekałam na Justina, który zamawiał nam jedzenie. Bawiłam się bransoletką.

- Ej mała co jest? -usiadł obok mnie.

-Nic nie jest -wzruszyłam ramionami.- W końcu wakacje. -uśmiechnęłam się lekko. Justin się wyszczerzył.

-Właśnie! robię domówkę w piątek. Wiesz w końcu skończyłem liceum.-zaśmiał się. Uśmiechnęłam się lekko.

-Gratuluje, ale ja nie przyjdę. -pokręciłam głową. Justin zacisnął szczękę i już miał coś powiedzieć, ale podeszła do nas kelnerka.

-Państwa zamówienie. -uśmiechnęła się ciepło kładąc przed nami dwa talerze pełne frytek i po dużym hamburgerze.- Smacznego. -uśmiechnęłam się do niej w podziękowaniu i włożyłam frytkę do ust. Zaraz zwymiotuję.

-Wrócimy do tego.- mruknął Justin i zaczął jeść. Zjadł hamburgera i większość frytek, a ja... trzy.- Żartujesz sobie prawda? -uniósł brew patrząc na moje nieruszone jedzenie.

-Justin nie najlepiej się czuj...

-Masz zjeść Alex.-syknął.

-Nie chce.-moje oczy się zaszkliły. Juss przeczesał włosy.

-Okey kochanie...weźmiemy na wynos, hm?-Pokiwałam głową i się uśmiechnęłam. Jest taki cudowny. Zawołał tę młoda kelnerkę i poprosił o rachunek i, żeby spakowała moją porcję. Patrzył na mnie uważnie.

-Co? -mruknęłam.

-Martwię się.. -cmoknął mnie w czoło.

-Nic mi nie jest Justin. -uśmiechnęłam się lekko. Pokiwał głową. Widziałam, że jest zły i szczerze to bałam się tego co będzie w domu. Wyszliśmy z knajpy bez słowa i tak minęła nam cała droga do jego domu. Wysiadłam od razu idąc za nim do drzwi. Usiadłam na kanapie i sięgnęłam po pilota.

-Możesz mi powiedzieć co ty odpierdalasz?! Wiesz jak ty wyglądasz?! W ogóle wiesz, że jest coś takiego jak jedzenie?! -rzucił pojemnikiem na stół przez co jedzenie wypadło plamiąc mi ubranie, kanapę i podłogę. Rozpłakałam się.

-Nie krzycz na mnie! -Wrzasnęłam stając i patrząc na niego. Przycisnął mnie do ściany łapiąc za szyję. Przełknęłam ślinę patrząc dla niego. Jeździł kciukiem po mojej szyi.

-Teraz już nie krzykniesz?-uniósł brew. Odwróciłam wzrok, a łzy spłynęły mi po policzkach.- Patrz na mnie! -krzyknął. Rozpłakałam się.- Nigdy nie podnoś na mnie głosu.. nigdy! -uderzył mnie zewnętrzną dłonią w policzek. Osunęłam się po ścianie zakrywając twarz dłońmi.- Posprzątaj to. -mruknął i usłyszałam jak wychodzi z domu.

-Przepraszam...-szepnęłam za Nim, ale nie wrócił...


................................
KOCHANI DODAJE DZISIAJ KOLEJNY ROZDZIAŁ XX

DUŻO OSÓB WYŚWIETLA MOJEGO BLOGA, ALE NIE WIEM ILE CZYTA I CZY WAM SIĘ PODOBA, CZY WGL JEST SENS PISANIA GO, DLATEGO NASTĘPNY ROZDZIAŁ SIĘ POJAWI DOPIERO KIEDY POD TYM BĘDZIE CO NAJMNIEJ 10 KOMENTARZY

ILY XX


.............................................

ROZDZIAŁ 17:

KOCHANI DZISIAJ TROCHĘ INACZEJ I NOTKA JEST PIERWSZA. NIE WIEM W SUMIE OD CZEGO ZACZĄĆ TROCHĘ MNIE NIE BYŁO I Z CAŁĄ ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ BIORĘ TE KOPY W DUPĘ OD WAS HAHA A TERAZ TAK SERIO... POSTANOWIŁAM WRÓCIĆ DO PISANIA TEGO FF. WIELE RZECZY SIĘ NA TO ZŁOŻYŁO I MAM NADZIEJĘ, ŻE NADAL BĘDZIECIE CHCIELI JE CZYTAĆ XX LICZĘ NA WASZE KOMENTARZE I OPINIE XX 

NO TO MIŁEGO CZYTANIA XD 








JUSTIN POV's:



          Przycisnąłem ją do ściany całując po szyi. Mellody...Meggan... nie chyba Madison...jeden chuj, w każdym bądź razie jest mega chętną laską. Wsunąłem dłoń pod jej sukienkę gładząc jej pośladek. Nie ma tak miękkiej skóry jak Alex...i jest grubsza od Alex...nie ma też takich słodkich ust... zmarszczyłem brwi i się odsunąłem patrząc na nią.

-Sorry laska... -poprawiłem włosy i odszedłem. Wyjąłem paczkę papierosów i odpaliłem jednego wychodząc z klubu. Kurwa Bieber stajesz się ciotą. Zamiast pierdolić jakąś fajną pannę ty myślisz o Alex. Odchyliłem głowę wypuszczając dym... co ta mała ze mną robi


ALEX POV's:



          Leżałam na moim łóżku patrząc na księżyc przez okno. Tuliłam się do poduszki. Nie mogę zasnąć, chciałam zadzwonić do Justina, ale pewnie jeszcze nie wrócił z klubu. Moich rodziców tradycyjnie nie było w domu, więc zeszłam na dół się czegoś napić. Otworzyłam lodówkę i uniosłam brew. Aha. Pusta. Okey... Usiadłam przy stole i schowałam twarz w dłonie. To za dużo jak dla mnie. nie wiem co bym zrobiła gdyby... no, gdybym była w ciąży. Zaśmiałam się cicho. Jestem jakimś chodzącm pechem, serio. Ktoś zaczął szarpać za klamkę. Przełknęłam ślinę i spojrzałam w stronę drzwi. Jasne, że chciałam umrzeć, ale wolę sama o tym zadecydować, a nie zostać zamordowana siekierą przez jakiegoś psychola zboczeńca.

-Kurwa Alex... -To Justin. Zerwałam się z krzesła i poszłam otworzyć drzwi. Justin stał patrząc na mnie. Miał lekko przekrwione oczy, a w ręce trzymał butelkę jakiegoś alkoholu.- Hej mała.. -uśmiechnął się, ale ten uśmiech nie dosięgnął jego oczu.- Mogę wejść?

-Jasne... -Wpuściłam go po czym zamknęłam drzwi na klucz.

-Nikogo nie ma? -rozglądał się. Pokręciłam głową.

-Chcesz coś do picia? Znaczy mogę zaoferować ci tylko herbatę bo nic innego nie mam. Zmarszczyłam czoło.

-Jasne, herbata jest świetna. -Poszedł za mną do kuchni potykając się przynajmniej pięć razy o swoje nogi. Przewróciłam oczami. Chciałabym mieć tak wyjebane na wszystko jak on. Nastawiłam wodę i wyjęłam dwa czerwone kubki z szafki. Kiedy wrzuciłam do nich saszetki z zieloną herbatą poczułam jak Justin podchodzi i obejmuję mnie od tylu.- Jesteś taka piękna..-jeździł dłonią po moim udzie.- Nikomu cię nie oddam i nie pozwolę ci odejść... Przede mną się nie ucieka kochanie.- wbił mocno palce w moje biodro na co syknęłam i starałam się odsunąć, ale on tylko wzmocnił uścisk.- To ja decyduję kiedy pozwolę ci odejść... Ja decyduję o twoim życiu. Pamiętaj.- mruknął mi do ucha i poszedł chwiejnym krokiem na górę. Oparłam się o blat patrząc na moje drżące dłonie. To nie jego wina to ty Alex.. To ty go rozzłościłaś...


          Siedziałam po turecku na łóżku i patrzyłam na Justina. Spał na plecach spokojnie oddychając. Nie miał na sobie niczego oprócz bokserek więc mogłam podziwiać jego tatuaże. Przejechałam palcami po linii jego żuchwy skalanej kilkudniowym zarostem. Uśmiechnęłam się kiedy przez sen wtulił polik w moją dłoń i powoli otworzył oczy. Spojrzał na mnie po czym się rozejrzał po pokoju.

-Hej mała. - Odkaszlnął, żeby pozbyć się chrypki i cmoknął mnie w czoło. Uśmiechnęłam się. Kiedy miałam się odezwać on mnie uprzedził.- Ubieraj się pojedziemy coś zjeść na miasto.

-Nie wiem jak ty, ale ja na twoim miejscu nie wyszłabym na dwór w zarzyganej koszulce. -mruknęłam. Zmrużył na mnie oczy. Nie lubił kiedy odzywałam się do niego takim tonem, ale sam sobie na to zasłużył. Niemal całą noc musiałam sprzątać po... "konsekwencjach" jego imprezy.

-Skarbie nie złość się... -odsunęłam się unikając jego dotyku.

-Idź weź prysznic, a ja powinnam mieć jeszcze jakąś twoją czystą koszulkę.- Podeszłam do szafy.

-jasne... nudziaro.- klepnął mnie w tyłek i poszedł do łazienki zamykając za sobą drzwi. Ugh! czasami mam taką ochotę go zamordować. Ubrania Justina położyłam na łóżku i sama zaczęłam się ubierać. Założyłam koszulkę w paski, szarą marynarkę i czarne spodnie. Do tego moje białe trampki.- Hm... taka piękna i tylko moja. -Justin złapał mnie od tyłu. Zachichotałam kiedy zaczął całować mnie po szyi.-Czy to moja wina, że jesteś taka seksowna? -odsunęłam się chichocząc.

 - Nie, ale radzę ci się ubierać bo i tak mi już podpadłeś Bieber. -wskazałam na niego palcem udając wściekłą.

-Och, Alex oboje dobrze wiemy jak mogę pozbyć się twojej złości..-objął mnie znowu i pocałował. Odwzajemniłam. Zassałam jego wargę czując smak mięty. Przyciągnął mnie bliżej i już miał wsuwać dłoń pod moją koszulkę kiedy usłyszeliśmy trzask drzwi na dole.

-Alex co to za wódka?! -krzyknął tata, a ja spojrzałam tylko na Justina spanikowana. On tylko głupkowato się uśmiechnął.

-W końcu poznam teściów. -puścił mi oczko i ruszył do drzwi. Miałam krzyknąć, żeby zaczekał bo jest w samym ręczniku, ale było już za późno bo tata stanął w drzwiach... Nie żyjesz Alex

środa, 20 maja 2015

ROZDZIAŁ 16:


HEJ MIŚKI! CHOLERNIE PRZEPRASZAM, ŻE OD OSTATNIEGO ROZDZIAŁU MINĘŁO TYLE CZASU, ALE OSTATNIO W MOIM ŻYCIU SIĘ TROCHĘ POPIEPRZYŁO... NAWET TROCHĘ BARDZO. ALE MAM NADZIEJĘ, ŻE ROZDZIAŁ SIĘ SPODOBA I WASZA ZŁOŚĆ NA MNIE BĘDZIE TROCHĘ MNIEJSZA HAH XX ILY


          Siedziałam na łóżku z podkulonymi nogami i patrzyłam na Justina. Chodził w kółko po pokoju paląc kolejnego papierosa i przeczesując swoje już poburzone włosy. 

-Jak mogłaś być taką kretynką, żeby nie brać tabletek!? -wrzasnął w końcu, a ja podskoczyłam.

-Nie planowałam uprawiać seksu, a skoro ty masz problem z upilnowaniem swojego chuja to może następnym razem zaopatrz się w gumki zanim będziesz chciał zgonić winę na mnie! -krzyknęłam. Justin spojrzał na mnie niemal w szoku. Nigdy jeszcze nie podniosłam na niego głosu. Nie tak. Chwilę się we mnie wpatrywał po czym zmrużył oczy. Przełknęłam ślinę. Podszedł do mnie szybko i chwycił palcami moją brodę zmuszając mnie, żebym na niego patrzyła.

-Radzę nie tym tonem mała... -powiedział nisko po czym oblizał swoje usta. Zagryzłam wargę uważnie go obserwując. Nie żebym się go bała... no może trochę. Ale przecież on mnie kocha i nigdy by mnie nie skrzywdził. Bo.. by nie skrzywdził, prawda? Odsunął się i przetarł twarz dłonią.- Zrobisz test... i módl się, żeby był negatywny. -i wyszedł trzaskając drzwiami. Poczułam słony smak łez na moich ustach. Przecież to nie moja wina. Skuliłam się bardziej zamykając oczy. Nie... nie mogę tu być... wstałam powoli i zaczęłam się rozglądać. Wyszłam po cichu z pokoju uważnie się rozglądając. Justin pewnie pojechał do apteki. Nacisnęłam klamkę, ale drzwi nie chciały się otworzyć. Przeklnęłam pod nosem i ruszyłam na tył domu. Drzwi od ogrodu są rzadko zamykane. I miałam racje. Wyszłam z domu kierując się jak najkrótszą drogą do mojego domu. Wiem, że Justin będzie wściekły, kiedy wróci, a mnie nie będzie, ale wolę, żeby był zły na odległość...

-Wybierasz się gdzieś kochanie? Bo wydaje mi się, że masz coś do zrobienia... -usłyszałam jego wkurzony głos za sobą i zacisnęłam oczy.

-Chciałam... odetchnąć zanim wrócisz... -szepnęłam. Prychnął łapiąc mnie za rękę i ciągnąc do swojego domu. Alex White i jej jebany pech proszę państwa. Kiedy znaleźliśmy się na górze od razu skierował nas do łazienki i wręczył mi trzy testy.

-Babka powiedziała, że nie dają stu procentowej pewności, więc masz zrobić wszystkie. Stanął opierając się o framugę drzwi i patrzył na mnie wyczekująco.

-Nie będę robić tego przy tobie... -pokręciłam powoli głową.

-Alex nie wkurwiaj mnie! -wrzasnął.

-Nie będę przy tobie sikać! -krzyknęłam. Zacisnął szczękę.

-Czekam na dole... -mruknął i wyszedł trzaskając drzwiami. Odetchnęłam i spojrzałam na jedno z różowych opakowań. zaczęłam czytać instrukcję. Skrzywiłam się lekko. Sikanie na kawałek papieru to chyba jedna z najbardziej kompromitujących rzeczy w moim życiu. 


          Siedziałam na posadzce opierając się o wannę i patrzyłam na trzy rozłożone przede mną "patyczki". Gryzłam nerwowo wargę, z której już sączyła się powoli krew. Odetchnęłam. Jedna kreska, dwie kreski, jedna kreska... czekaj co?! Podniosłam test, na którym były dwie kreski, a moje serce zaczęło szybciej bić... nie... przecież... dwa na trzy są negatywne, więc... ten nic nie znaczy, prawda? Nie jestem w ciąży. Ten jest po prostu... zepsuty, czy coś. Tylko jak ja to przetłumaczę Justinowi. Westchnęłam i zebrałam wszystkie wstając. Spojrzałam w lustro i się lekko skrzywiłam. 

-Alex pośpiesz się! -Justin krzyknął.

-Chwila! -mruknęłam patrząc jeszcze raz na testy. No znikaj cholerna kresko. Walnęłam nim w blat. Alex idiotko oszczędź sobie. Podniosłam go i otworzyłam powoli drzwi wychylając się zza nich. 

-I co? -Justin wyrwał mi testy z dłoni i zaczął je oglądać. Zacisnął szczękę widząc ten pozytywny.

-Em... na opakowaniu pisało, że mogą się mylić, a skoro dwa są negatywne to znaczy, że ten jest zepsuty. -patrzył się na mnie, a ja modliłam się w duchu, żeby uwierzył w to co mówię. 

-Masz szczęście... -mruknął i rzucił testy na podłogę.

-Zbieraj się. Odwiozę cię i jadę do klubu, muszę się odstresować. -i wyszedł. Spuściłam głowę. Chciałam żeby mnie przytulił.... ale nie mogę go winić. On też to przeżywa, a to moja wina. Skąd mógł wiedzieć, że nie biorę tabletek...


***


          Kiedy Justin odwiózł mnie do domu od razu skierowałam się do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i westchnęłam opadając na nie. Znowu go zawiodłam, a przecież on jest dla mnie taki dobry. I mnie kocha.. tak mocno jak ja jego... uśmiechnęłam się.


JUSTIN POV's:


          Kiedy odwiozłem tą małą dziwkę do domu pojechałem do klubu. Macie kurwa pierdolone pojęcie jak bardzo jestem wściekły? No sory bardzo, ale nie mam zamiaru bawić się w jakąś pierdoloną rodzinkę zwłaszcza z laską, która boi się ludzi. Zaśmiałem się wkładając papierosa do ust. Popieprzona naiwna idiotka.

          Kiedy byłem na miejscu wszedłem od razu się rozglądając . To moje ulubione miejsce. Masa chętnych gorących lasek, z którymi nie bawisz się w to całe gówno, miłość. Usiadłem przy blacie i zamówiłem podwójną rozglądając się po sali... Jest. Mój wzrok zatrzymał się na blondynce z dużymi piersiami i seksownym tyłkiem. Oblizałem usta. Idealna na jeden raz...



...........................................................................
Piszcie jak wrażenia xx

niedziela, 10 maja 2015

ROZDZIAŁ 15:



ROZDZIAŁ OKROPNY. PRZEPRASZAM, ŻE WAS ZAWIODŁAM :( ALE OSTATNIO NIE CZUJĘ SIĘ NAJLEPIEJ



<< kilka dni później >>


                -Alex... Alex kochanie... –otworzyłam powoli oczy. Mama przytuliła mnie zapłakana. Okej? Tylko spałam kobieto. Za nią stał tata z zaszklonymi oczami, a obok niego doktor Evans.- Tak się baliśmy skarbie. –Jej... to takie fajne kiedy mama cię przytula. Wtuliłam się w nią mocniej i zamknęłam oczy. Nie pamiętam gdyby kiedyś to robiła...

-Przepraszam... –szepnęłam.

-Nie masz za co przepraszać. –tata pokręcił głową i się lekko uśmiechnął.

-Jak się czujesz Alex? –doktor Evans podszedł do mnie i zdjął moje opatrunki sprawdzając rany.

-Dobrze...-uśmiechnęłam się lekko.- Mogę wrócić już do domu?

-Już nie możesz ze mną wytrzymać? –uniósł brew i się cicho zaśmiał.- Będę tęsknił bo mam nadzieję, że już się tutaj nie zobaczymy.

-Będę pana odwiedzać czysto towarzysko. –zaśmiałam się cicho. Spędziłam tu tydzień i muszę przyznać, że doktor Evans jest jedyną osobą, z którą mogę o wszystkim porozmawiać.

-Trzymam cię za słowo, a teraz spadaj do domu. –zaśmiał się cicho i wyszedł razem z tatą. Zachichotałam i spojrzałam uśmiechnięta na mamę.

-Ubieraj się. –mruknęła i po chwili też wyszła. Mhm, spuściłam głowę. Westchnęłam cicho i zaczęłam nakładać moje ubrania, które leżały na krześle obok łóżka.

                Do domu wracaliśmy w ciszy. Zresztą to nawet dobrze. Lubię ciszę. Wtedy czuję się bezpiecznie. Kiedy wysiedliśmy jako pierwsza weszłam do domu. Jedyne o czym teraz marzę to moje łóżko. Zdjęłam buty i ruszyłam schodami na górę. Tata złapał mnie za rękę więc jęknęłam z bólu.
-Nie wiem jak można być tak pustym w twoim wieku! –wrzasnął.- Chciałaś zwrócić na siebie uwagę?! Myślisz, że nie mamy wystarczająco problemów, żeby się jeszcze tobą zajmować?! Ja w twoim wieku nie miałem już rodziców i jakoś dawałem sobie radę, a ty zachowujesz się jak rozpieszczony bachor! Jakie ty możesz mieć problemy?! –prychnął i przeczesał włosy palcami.- zawiodłaś nas... –pokręcił głową i wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Starałam się powstrzymać łzy. Na prawdę. Ale nie dałam rady. Pobiegłam do swojego pokoju i zamknęłam się w nim na klucz. Osunęłam się na podłogę i skuliłam płacząc. Jak ja ich nienawidzę. Dlaczego Justin w ogóle mnie ratował...


JUSTIN POV’s:



                Leżałem na kanapie w salonie i paliłem. Alex to fajna laska. Nawet chyba nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo jest seksowna. Oblizałem usta i wypuściłem dym. Musze się dowiedzieć co ta szmata Diana jej powiedziała. Zacisnąłem szczękę siadając i sięgając po telefon. Zadzwoniłem do Alex. Po dłuższym czasie usłyszałem jej cichy głos.

-..tak? –pociągnęła nosem.

-Hej kochanie. –zagryzłem wargę.

-...cześć. –kichnęła cicho na co się uśmiechnąłem. Jest taka słodka. Ogarnij się Bieber. Laski dzielą się na te do ruchania i na te nie do ruchania. Od kiedy są słodkie? Wyrzuciłem peta do popielniczki.

-Jak się czujesz? Cholernie się martwiłem o ciebie... chciałaś mnie zostawić? Po tym jak... już całkowicie zostałaś moja? Kto cię zranił kochanie? –mówiłem łagodnie. Boże dla żadnej laski nie udawałem takiej cioty. Skrzywiłem się.

-Przepraszam... –szepnęła i mogłem wyczuć po jej tonie, że się uśmiecha. Jesteś genialny Bieber. Oblizałem usta.

-Nic się nie stało... powiedz skarbie jesteś sama w domu? –wstałem i ruszyłem w stronę drzwi zbierając po drodze portfel i klucze.

-Tata gdzieś wyszedł, ale mama chyba jest. –zmarszczyłem lekko nos wsiadając do auta.

-Słuchaj kochanie przyjadę po ciebie, ale musisz wyjść z domu tak, żeby mama cię nie zauważyła, okej?

-Okej. –usłyszałem szmer, czyli zaczęła się ruszać.

-Będę za chwilę. –i się rozłączyłem.


ALEX POV’s:



                Kiedy Justin się rozłączył schowałam telefon do kieszeni bluzy i wyszłam po cichu z pokoju. Zeszłam na dół rozglądając się. Pewnie już śpi. Założyłam swoje białe trampki i otworzyłam cicho drzwi wychodząc. Auto Justina stało po drugiej stronie ulicy, a on opierał się o maskę paląc papierosa. Zagryzłam wargę i podeszłam powoli.

-Hej... –szepnęłam. Wyrzucił papierosa i obrócił się w moją stronę.

-Hej mała. –przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Spuściłam głowę.- Co jest? –wtuliłam się w niego. Westchnął cicho i mnie objął. – Wsiadaj. –odsunął się i wskazał na drzwi auta. Uśmiechnęłam się lekko i wsiadłam. Pewnie jest na mnie zły. Przecież ma za co. Zapięłam pas i spojrzałam przez szybę kiedy auto ruszyło.

                Po jakiś dwudziestu minutach Justin zaparkował pod swoim domem. Zerknęłam na niego i się lekko uśmiechnęłam, ale on na mnie nie spojrzał tylko wysiadł. Kiedy miałam zrobić to samo Justin otworzył drzwi z mojej strony i wziął mnie na ręce. Zachichotałam cicho i się w niego wtuliłam. Cmoknął mnie w czoło i po chwili już byliśmy w jego domu.

-Na co masz ochotę moja little girl? –Justin spojrzał na mnie unosząc brew. Zagryzłam wargę.

-Na tulenie. –wyszczerzyłam się słodko. Zaśmiał się cicho i zaniósł mnie do swojego pokoju kładąc na łóżku. Zsunęłam buty i ułożyłam się wygodnie. Justin położył się obok przyciągając mnie do swojej klaty. Przymknęłam oczy i wtuliłam w niego polik. Tęskniłam za nim. Nie odwiedzał mnie w szpitalu. Był zajęty.

-Justin? –szepnęłam.

-...Używasz gumek?

-Jasne. –zaśmiał się cicho.

-Ze mną też...? –zerknęłam na niego zagryzając wargę. Chciał coś powiedzieć, ale tylko otworzył usta i pobladł...




...............................................................
CO MOGĘ POWIEDZIEĆ... PRZEPRASZAM, ŻE TAK DŁUGO I SŁABO  

wtorek, 5 maja 2015

ROZDZIAŁ 14:



JUSTIN POV’s:

                Stałem oparty o ścianę domu i paliłem. Miałem jechać do Alex, ale chłopaki wbili na imprezę. Bo przecież tydzień bez domówki u Biebera to tydzień zmarnowany. Wyrzuciłem peta i sięgnąłem do kiszeni po mój telefon. Zmarszczyłem czoło i zacząłem go szukać. Gdzie ja go wsadziłem? Wróciłem do domu i zacząłem się za nim rozglądać. Ja pierdole kolejny w tym roku. Przetarłem twarz dłońmi. Kiedy miałem już sobie darować zobaczyłem Diane gadającą przez niego. Co do kurwy? Uniosłem brew i ruszyłem w jej kierunku. Odłożyła telefon na kuchenny blat i poprawiła dekolt.

-Nie pomyliło ci się coś? –przycisnąłem ją do blatu. Zagryzła wargę i zamrugała oczami.

-Ktoś wykręcił zły numer i... –prychnąłem i złapałem ją za szyję. Przełknęła ślinę przestraszona.-To Alex... –zacisnąłem szczękę.

-Ty kretynko. –warknąłem i wziąłem telefon od razu wybiegając z domu. Przysięgam, że kiedyś ją uduszę. Wsiadłem do auta od razu wybierając numer do Alex. Odjechałem z piskiem. – Odbierz Alex.. –mruknąłem przyśpieszając. To nie tak, że ją kocham, ale kurwa wiem jak bardzo jest delikatna, a ja nie jestem pieprzonym kutasem bez serca. No dobra jestem popieprzonym kutasem, ale nie bez serca. A może jednak? Dobra nieważne! Rzuciłem telefon na siedzenie obok kiedy po kolejnym razie się nie dodzwoniłem. Stukałem nerwowo palcami o kierownicę. Kiedy dojechałem pod jej dom od razu wybiegłem z auta i zacząłem dobijać się do drzwi. Kurwa zamknięte. Oparłem się czołem o drzwi. Uśmiechnąłem się pod nosem.
-Okno... – zawsze zostawia je uchylone. Oblizałem skupiony usta i ruszyłem na tył domu. Zacząłem wchodzić po drabinie. Skoro prowadzę po 2 piwach to z drabiny się nie zjebie nie? Otworzyłem okno i zamarłem. Boże. Alex leżała przy łóżku wpół przytomna. Z jej nadgarstków spływała krew. – Mała... –szepnąłem i kucnąłem przy niej przytulając ją do klatki.

-Justin? –spojrzała na mnie po czym już odpłynęła na dobre.

***

ALEX POV’s:

                Ktoś do mnie mówi. Nie wiem kim jesteś, ale spadaj bo chcę spać. Mruknęłam pod nosem i obróciłam się na bok wtulając w poduszkę. Ten ktoś ciągle gadał. Otworzyłam powoli oczy, ale je zamknęłam przez jasność, która panowała w pokoju. To nie może być mój pokój. U mnie jest ciemno. Usłyszałam jak ktoś krzyczy. Musi być trochę dalej. Gdzie ja jestem do cholery? Usiadłam powoli i otworzyłam oczy. Pokój był biały. Wręcz sterynie biały. No ktoś tu nie ma gustu. Spojrzałam na człowieka w białym fartuchu. Przechyliłam głowę.

-Umarłam? –uśmiechnął się lekko.

-Jesteś w szpitalu Alex. Nazywam się doktor Evans i od dzisiaj będę się tobą zajmował. –usiadł obok mnie.

-Obudził mnie pan. –spojrzałam na niego z wyrzutem. Wydawał się dobrym człowiekiem. Zaśmiał się cicho.

-To nie ja. –pokręcił głową.

-A kto? –zmarszczyłam czoło.

-Twój chłopak. –spuściłam głowę.

-Ja nie mam chłopaka... –mruknęłam bawiąc się palcami.

-Więc nie twój chłopak, który cie tu przywiózł i siedział całą noc. Nie mogliśmy go wygonić z sali i kłócił się z ochroniarzem. –zmarszczyłam czoło i spojrzałam na niego. Justin tu był? Przecież.... nie, to niemożliwe.

-Gdzie jest teraz?

-Najprawdopodobniej gada z policją. Pobił ochroniarza.. –zmarszczył lekko czoło zerkając w papiery.- Odpowiesz mi na kilka pytań Alex? –patrzyłam przed siebie kompletnie się nie ruszając. Jakbym była słupem soli. – Alex. –lekarz pomachał mi dłonią przed twarzą, a ja się ocknęłam.

-Em... mhm. –pokiwałam głową nie do końca wiedząc co powiedział. Ale „mhm” pasuję do wszystkiego, nie?

-Więc... jak się czujesz? –Jak kawałek gówna...

-Okej... –nie lubię z nikim o tym rozmawiać.

-Alex musisz być ze mną szczera. Jak na spowiedzi. –zaśmiał się cicho.

-Nie chodzę do spowiedzi. –wzruszyłam ramionami.

-A to dlaczego? –potarł swoją brodę słuchając.

-Skoro Bóg mnie nie chcę nie będę się narzucać. Dziwi mnie tylko to, że jest takim sadystą i zamiast pozwolić mi odejść uwielbia patrzeć jak cierpię... –z każdym słowem mój głos drżał coraz bardziej. Doktor Evans pokiwał głową i zanotował coś w swoim notesiku. Wstał i uśmiechnął się ciepło.

-Odpocznij. Jesteś słaba. –ruszył do drzwi.- a i... –zatrzymał się w pół kroku żeby na mnie spojrzeć. – Ten chłopak nadal tu czeka. Tak samo jak twoja mama. –ułożyłam się wygodnie.

-Chce być sama. –wymusiłam lekki uśmiech.

-Do zobaczenia Alex. –lekarz wyszedł. Westchnęłam i się skuliłam. Co teraz ze mną będzie?


                Leżałam patrząc w okno. Nie chce tu być. Wstałam powoli przytrzymując się łóżka. Spojrzałam na swoje zabandażowane nadgarstki. Wyszłam powoli i jak najciszej z sali. Em no to gdzie teraz? Szłam powoli korytarzem, aż zobaczyłam jego. Siedział na krześle pijąc kawę. Przez moment zrobiło mi się go szkoda, ale potem przypomniałam sobie, że to wszystko przez niego.

-Justin? –odchrząknęłam, żeby mój głos przestał brzmieć jak stara baba z rakiem płuc. Spojrzał na mnie i od razu wstał.

-Powinnaś leżeć. –chciał mnie przytulić, ale się odsunęłam.

-Co tu robisz? –patrzyłam na niego.- Kto cię prosił do cholery, żebyś mnie ratował?! –łzy spłynęły po moich policzkach, a ja zacisnęła piąstki zaczynając bić go w klatę.- To twoja wina! Jak mogłeś mi to zrobić! Jak... –Justin przytulił mnie mocno. Na początku się opierałam, ale potem wtuliłam się w niego dając upust wszystkim emocjom. Trzęsłam się płacząc.

-Shhh mała... musisz odpocząć. –pokiwałam tylko lekko głową czując, że znowu odpływam. 





................................................................................
MÓJ HUMOR JEST TAK CHUJOWY, ŻE BARDZIEJ SIĘ CHYBA NIE DA  -.- WIĘC PO PROSTU PISZĘ, ŻE MAM NADZIEJĘ, ŻE SIĘ PODOBAŁO